Międzynarodowy konkurs pn. „1 strona - 1 spojrzenie - 180 sekund” odbywa się w tym roku po raz piąty.
Jego organizatorem jest Polski Teatr Tańca.
Od początku istnienia celem Konkursu jest tworzenie platformy rejestrującej kreatywne podejście do zjawiska teatru tańca i ruchu. Konkurs ma charakter otwarty, jego trójdzielna nazwa „1 strona - 1 spojrzenie - 180 sekund” odpowiada kolejno trzech kategoriom prac, które do 31 października można było nadsyłać w dziedzinie literatury, sztuk wizualnych i filmu.
Jury w składzie: prof. Izabella Gustowska, ekspertka w dziedzinie sztuk wizualnych, prof. Piotr Śliwiński, ekspert w kategorii literackiej oraz Marcin Pieńkowski, ekspert w kategorii filmowej przyznało nagrody główne oraz wyróżnienia w każdej z kategorii.
Regulamin przewiduje przyznanie Nagrody Publiczności.
Zapraszamy do głosowania online za pośrednictwem tego formularza lub w formie tradycyjnej - przy pomocy kart do głosowania - w siedzibie Polskiego Teatru Tańca.
Głosowanie rozpoczyna się 18 grudnia o godz. 13.00 i kończy 19 grudnia o godz. 17.00.
Nazwiska wszystkich laureatów, zarówno tych wyróżnionych przez jury, jak i laureatów Nagrody Publiczności poznamy podczas Gali Finałowej, która odbędzie się 19 grudnia o godz. 19.00 w siedzibie Polskiego Teatru Tańca przy ul. Stanisława Taczaka 8 w Poznaniu.
Wszystkie nagrodzone prace opublikowane zostaną na stronie internetowej Polskiego Teatru Tańca.
Wybieramy trzech laureatów Nagrody Publiczności - po jednym z każdej kategorii.
Kategoria obejmuje utwory literackie w dowolnej formie w języku polskim, o objętości jednej strony w formacie A4.
autor: Jan Bąk
tytuł: "Ciekawostka przyrodnicza"
Ciekawostka przyrodnicza
Podobno są na świecie komary, których cały cykl życia – od narodzin, przez miłość,
rodzinę, dzieci, pracę, po śmierć – zamyka się w obrębie jednej doby. I teraz trudno mi
stwierdzić, czy naprawdę są gdzieś takie komary czy wymyślił to sobie piszący, żeby wzbudzić
litość. Bo jeżeli są naprawdę, cel jest naprawdę szczytny. Poeta mówi: słowo jest wieczne. Czy
zatem nie byłoby dobrze dać tym komarom żyć na zawsze, pozwolić im zastygnąć w bursztynie
zdania, nietracącym nigdy powabu? A w przeciwnym wypadku, jeżeli komary piszący sobie
tylko wymyślił, czy jest właściwie jakakolwiek szkoda płynąca z tego, żeby sobie takie komary
trochę powyobrażać? To w pewnym sensie czyni nas rodzicami stworzeń, które bez słów wcale
by nie zaistniały. Drobne literki podrywają się ze zdań i osiedlają się na mokradłach naszej
wyobraźni. Żyją, czują, karmią się naszą krwią, chociaż nas to nie boli, tak jak ich śmierć nie
boli ich wcale. Bo właśnie – to trzeba powiedzieć głośno i powiedzieć to dosadnie: nawet
wymyślone komary umierają po dobie. Ta śmierć, rzecz jasna, nie ma się nijak do śmierci
prawdziwej, brudnej, kojarzącej się z rozkładem, ale, jeżeli się temu przyjrzeć bliżej, komarom
nie robi to żadnej a żadnej różnicy. Komary prawdziwe i komary wyobrażone muszą zmierzyć
się z tym samym bezkresem niebytu, dokładnie identycznym. Uważam, że to straszne i myślę,
że się ze mną zgodzisz. Nie powinniśmy byli zostawać rodzicami tych komarów, choćby i nasze
intencje były po wszech miar dobre. Ale cóż zrobić teraz, gdy one cały czas bzyczą nam nad
uchem i nie mogą przestać się rozmnażać, nie mogą przestać umierać? Gdy ciała odkładają się
stosem i niedługo wcale nie będzie dla tych komarów miejsca, młode będą się słaniać na
trupach, ale wyobraźni to nic nie obchodzi, bo po prostu rozrośnie się przy pomocy tej starej
sztuczki z tym co czarne, cuchnące i nieskończone?
Milcz. Wszystkie pękną z przepicia.
autor: Tadeusz Charmuszko
tytuł: "TANIEC-GIBANIEC”
TANIEC-GIBANIEC
„Piruet”
Taniec sztuka wielce wdzięczna.
Reklamować? Rzecz zbyteczna.
Tańczy chętnie małe dziecię,
Ze staruszkiem jest w duecie.
Tańczą młodzi, tańczą starzy,
Bo o tańcu ciało marzy.
Parkiet ciała dwa jednoczy,
Można w tańcu spojrzeć w oczy,
Piruety w nim wywijasz,
Gdyż bliskości taniec sprzyja.
Wolę z panią taniec zgłębiać,
Niż ma robić to pandemia.
Ładnie tańczyć może każdy,
Nie jedynie znane gwiazdy.
Znawcy mówią: „To dar Boga,
Co ukryty mamy w nogach.”
Wprawdzie warto mądrych słuchać,
Lecz nie trzeba tracić ducha.
Taniec będzie sercu bliski,
Nie daj wskoczyć na odciski
I przebieraj w nim nogami,
Jakbyś walczył z wiatrakami.
Tańcz na palcach, szanuj pięty,
Bądź do tego uśmiechnięty.
Gibaj się na wszystkie strony
Jak na wietrze drzew korony.
Płyń przed siebie po parkiecie,
Wszak żeglarzem jesteś przecież.
Żwawo się na boki zginaj,
Coś podobnie jak wiklina.
Nikt od ciebie nie wymaga,
Żeby zaraz robić szpagat.
Obrót w lewo, obrót w prawo,
Relaks łączy się z zabawą.
Wszystkie mięśnie mamy w ruchu,
Sadło topi się na brzuchu.
Żegluj niczym motyl w lecie
Nad łąkami z wonnym kwieciem.
Gibaj się na strony wszystkie
Jak gałązka z jednym listkiem
Albo trzcina nad jeziorem,
Gdy ją trzciniak gnie wieczorem.
Skacz jak szarak w koniczynie,
Choć strugami już pot płynie,
Zaś partnerkę ściskaj czule,
Wnet parkietu będziesz królem.
Taniec sztuką jest bezsprzecznie,
Więc przez życie przejdź tanecznie!
autor: Maciej Duszyński
tytuł: "Krótki traktat o rytmie i takcie (poemat ze skrawków podróży)”
Krótki traktat o rytmie i takcie (poemat ze skrawków podróży)
obudzeni w rytmie od razu rysowaliśmy kółka na lodzie autami hołowczyce ich mać kubice złamał rękę raz drugi
ach norweski czysty śnieg i rześkie powietrze gdzieś pod granicą post radziecką niedaleko murmańska jeżdziliśmy
na lodzie w rytmie parami całą muzykę stanowił festiwal chopinowski a raczej ryk pięciolitrowych silników na
szesnaście wałków w takcie podwójnym forte piano samochody teraz już tańczą synchronicznie na lodzie jak
najlepsze pary łyżwiarzy figurowych na olimpiadzie z tym że rozjeżdzają im się nieco opony pytaliśmy wcześniej
rybaków ej ziomki czy tu nie jest oby za cienko czy fur nie potopimy przyhamuj z mową szekspira powiedział mi
jeden był z zamojszczyzny albo zza buga lekko rozpoznał rodaka choć z innego zaboru zaciągawszy fajką zaciągnął
się również akcentem mów po ludzku ja cię rozumiem nie potopisz żadnej fury z jednym wyjątkiem jak już
zjedziecie z jeziora to będzie wyskok musisz się na nim bardzo bardzo rozpędzić bo tylko w ten sposób
przeszkoczysz taki uskok pod którym są położone rury ciepłownicze z elektrowni i tam lodu praktycznie nie ma
musisz to przeszkoczyć na pełnej że tak powiem szybkości był bardzo prezcyzyjny starał się nawet unikać
przekleństw a jeśli chodzi o kładzione akcenty lekko zaciągał się papierosem a poza tym to wszystko w rytmie i
taktownie
wieczorem były jakieś tańce to już nawet nie było w norwegii ale jakaś impreza after-ski sam już nie wiem czy to
bukovel gdzieś koło stanisławowa gdzie infrastuktura narciarska warun był niczego sobie pamięć nie służy więc
równie dobrze te rytmy mogły być gdzieś w alpach włoskich czy szwajcarskich jakieś międzynarodowe takty
towarzystwo się kiwa poważnie już zakiwane po aperol spritz i chyba też po czymś lokalnym coś w rodzaju sambuki
jakaś jednak wschodnia góralska popalanka coś w stylu krupnik miodowy z kawą zapala się to zapalniczką i płonie
w rytmie taktownie zapalniczki ludzie pozostawiają na wszelki wypadek zapalone zaraz stodoła spłonie choć to nie
brekout emc emc emc rytm piosenki współczesnej numer pięc pięć pięć kto nie tańczy ten won z budy ferajna
tańczy ja nie tańczę mawiał marek hłasko o tej porze jest to już naprawdę wszystko jedno ludzi zbiera się z podłogi
sprzętem do odśnieżania i wyrzuca wprost na śnieg są ledwno przytomni więc trzeba dobrze przeliczyć wszystkich
ocucić ponieść jak te płomienie zapalniczek do schonisk aby nie było skandali trupów policji idzie się w rytmie emc
emc emc w takt pisenki współczesnej numer pięć pięć pięć lód pod butami skrzypi trzeszczy trzewiki pań się
rozjeżdżają panów nieco też następnie kozły na plecy dobrze że czapki na głowach boso możesz iść boso byle w
ostrogach ważny jest rytm dojścia do schronisk wejścia na bieszczadzkie szczyty na śnieżnik a może to był w sumie
mt blanc albo indonezyjski wulkan bo po przejściu boso po śniegu tyluset metrów rzeczywiście w nogi parzyło jak w
grze podłoga to lawa ale wszystko w rytmie taktownie
kilka lat póżniej albo wcześniej z perspektywy wieczności nie ma to większego znaczenia z perspektywy galaktyk i
odległości między ciałami niebieskimi ma to doprawdy ograniczone znaczenie w każdym razie było to w batawii ale
już w czasach kiedy nazywała się dżakarta bo na początku xxi wieku więc przyjechał doleciał jakoś mimo
wulkanicznych pyłów teatr festiwal zawirowania była też jala adolphus i anna skubik z wiczą pokojskim ale nie jest
to proza plotkarska tylko poemat więc wystarczy powiedzieć że był rytm i rym takt i takt coś w stylu marleny
dietrich na resorach no znowu był czad jakieś jawajskie tańce i tańce z aceh coś w stylu balijskich tańców kecak w
rytm indonezyjskiego gamelanu który jednakowoż przypominał nieco bardziej gamelan jawajski rytm był dużo
wolniejszy ale to tylko na początku od przyjazdu pawła ale nie dunina-wąsowicza tylko pawła ferdka który zbierał
rytm do nagrania filmu agung przechrzonego na holiday bo z tego nic nie zrozumiałaby ludożerka więc procducent
a raczej dystrybutor barbarzyńsko zmienił tytuł wyciął kulturę jawajską jawajskie tańce balijskie i sumatrzańskie w
tym acehańskie sprzed epoki islamu faceci umalowani sadzą jak górnicy kobiety niby w strojach konserwa ale w
makijażu pełnym idzie się w ten rytm zamawia się pięć ryksz jedzie się przez miasto na pierożki dim-sum i końcowo
trafia się na nienadwiślański świt gdzieś w klubie stadium nad ranem w niedzielny poranek tylko jak to się stało że
w tym rytmie wyszło się z domu w piątek w klapkach zasadniczo po zapałki taktownie
autor: Tomasz Figiel
tytuł: "Mały Manifest Antykomunistyczny”
Tomasz Figiel
Mały Manifest Antykomunistyczny
Czy Europa przetrwa? Codzienne informacje dochodzące do nas z każdego zakątka
starego kontynentu wskazują na powolny oraz nie dla wszystkich zauważalny, lecz
postępujący rozkład cywilizacji łacińskiej. Cywilizacji budowanej przez setki lat na, wydawać
by się mogło, niezniszczalnych filarach antycznej kultury greckiej, prawa rzymskiego i etyki
chrześcijańskiej. Wybitni myśliciele, twórcy wielkich idei, genialni naukowcy i wynalazcy,
niedoścignieni władcy – wszyscy oni, mimo konfliktów, wojen i wielu nieszczęść, całe wieki
prowadzili nas do miejsca, w którym jesteśmy teraz. Do Europy, w której ludzka wolność,
dobrobyt, szacunek dla drugiego człowieka, tolerancja i patriotyzm są wartościami
najwyższymi. Czy zdołamy zachować naszą kulturę, czy też poddamy się postępującym
w ostatnim czasie działaniom, które mają na celu zniewolić człowieka w taki sposób, iż nawet
tego nie zauważy?
Unia Europejska stała się źródłem narastającego zła. W ostatnich latach uzurpuje sobie
prawo do narzucania swoich rozwiązań poszczególnym państwom i coraz bardziej ingeruje
w życie obywateli. Tolerancja, demokracja, prawa człowieka i wolność słowa stały się
sloganami, za pomocą których skrajnie lewicowi działacze manipulują opinią publiczną.
Główny budynek Parlamentu Europejskiego w Brukseli nazwano imieniem Altiero
Spinellego, działacza Włoskiej Partii Komunistycznej, którego zamysłem było stworzenie
socjalistycznego europejskiego mocarstwa, wobec którego suwerenne państwa nie będą mieć
racji bytu. Przewodniczący Komisji Europejskiej z dumą uczcił dwusetną rocznicę urodzin
Karola Marksa, architekta największych zbrodni w historii ludzkości, nazywając go
genialnym myślicielem. W niemieckim mieście Gelsenkirchen stanął pomnik Lenina, wodza
rewolucji bolszewickiej. Wiele krajów Europy Zachodniej rządzonych jest przez partie
socjalistyczne niekryjące swego zamiłowania do komunizmu. Wdrażana na siłę
wielokulturowość wypiera i niszczy rodzime tradycje i zwyczaje. Patrioci szanujący
i kochający swój kraj nazywani są faszystami. Zezwolenie na mordowanie ludzi pod postacią
ciągłego przesuwania granicy dopuszczalności aborcji i eutanazji nazywane jest wolnością.
Tolerancją natomiast określa się jedynie te opinie i zachowania, które stoją w zgodzie
z duchem marksizmu. Poprawność polityczna i mowa nienawiści to tylko puste hasła, które
mają na celu cenzurę niewygodnych dla eurokołchozu treści. Masowe przyjmowanie
arabskich imigrantów przedstawiane jest jako otwartość i wielkoduszność, a zamachy
terrorystyczne i rosnąca przemoc są bagatelizowane. Płonące katedry we Francji stały się
symbolem upadku Europy. Holandia wciąż zaskakuje nowymi pomysłami, jak dedykowane
małżeństwom homoseksualnym targi dzieci czy próba stworzenia nawozu z ludzkich zwłok.
Wszechobecna ideologia gender wpajana od najmłodszych lat pod płaszczykiem niezbędnej
edukacji seksualnej zbiera swoje żniwo w postaci demoralizacji młodego pokolenia. Całości
dopełniają europosłowie z dumą donoszący na swój kraj, który śmie sprzeciwić się polityce
Unii.
Czy istnieje koniec tego szaleństwa? Czy są granice, których neomarksistowscy
eurokomuniści nie przekroczą, aby osiągnąć swój cel, jakim jest stworzenie nowego
człowieka? Człowieka posłusznego, zniewolonego, a przy tym pozornie szczęśliwego, bo
zmanipulowanego do tego stopnia, że nie będzie widział własnych kajdan.
Jeszcze nie jest późno. Jeszcze może być normalnie. Europo, obudź się!
autor: Aleksandra Krajewska
tytuł: "Improwizatorka”
Improwizatorka
Stoję
Na granicy możliwości
Zanurzona
W poczuciu własnej konieczności
Obserwuje reperkusje własnych wątpliwości
W napięciu
bezdecyzyjności
Czekam
Skrolując galerię swych wyobrażeń
układając siebie na obraz fragmentarycznych zdarzeń
Chłonąc wszystkie połamane pejzaże
Rozglądam się i idę.
Nieposkromiona. Zaraz się wydarzę.
autor: Darina Kryzhychkovska
tytuł: "Na przystanku"
Na przystanku zawsze ktoś kogoś czeka
Pod deszczem, pod słońcem.
To miejsce, gdzie nocy
Nie ruszają się z powrotem.
Tam czas płynie powoli,
Odczuła się wieczność.
Minuty giną na postoju,
A myśli w głowie są bezmierność.
Migoczą światła ruchu drogowego,
Tuman opuścił się na dół.
Mijają autobusy żółte
Pryskając wodą z kaluż.
Droga do domu niby rękojmia,
Że wieczorem uda się oddczuć
Spokój. I ciepło ogarnia pokój.
A cisza pozostanie mnie pilnować.
autor: Grażyna Kulesza Szypulska
tytuł: "Nietaniec w rytmie tańca”
Nietaniec w rytmie tańca
Nie umiem tańczyć... Chwieję się na dwóch nogach. Chyboczę bez rytmu. W ramionach partnera
zwisam jak kłoda umarłego drzewa. Trzęsę się. Telepie mną złość, bo nie znam kroków wibrowania
wokół kilku osi. Moje ciało nie poddaje się dźwiękom muzyki. Moje dłonie załamują się pod
wpływem decybeli z głośnika. Umysł ma dreszcze. Oczy zakrywa strach.
Cała drgam jak osika, jak antena, jak jesienny liść, co chce spaść na ziemię, a wiatr trzyma go przy
konarze.
Nie umiem bujać się zgodnie z nutami na pięciolinii.
Nie umiem kolebać się przy ćwierkaniu, świergocie i dzwonieniu melodii.
Nie umiem radować się poruszaniem nogami, skupieniem rąk na na talii partnera.
Nie umiem tańczyć sama.
Nie umiem unosić się ponad podłogę.
Nie pulsuje we mnie brzmienie tonów.
Naucz mnie tańczyć....
Pokaż, jak kołysać się na dębowym parkiecie. Przechyl me biodra w stronę dźwięczenia wiatru w
dzwoneczkach. Spraw, bym pląsała wśród zielonych traw i czerwonych liści. Niech moje palce
swawolą z twoimi. Otwórz me oczy, uszy i zmysły, by bawić się przy kompozycji z róż i tulipanów.
Ujmij mnie i zaprowadź do krainy szelestu barwnego niczym niebiańska harfa. Wtajemnicz mnie w
tajniki lotu ponad horyzont myśli.
Naucz mnie tańczyć.
Chcę hulać, szaleć, weselić się, świętować w imię swobody, wolności, szczerości i naturalności.
Pragnę być pożądaną i kochaną, szanowaną i cenioną, docenianą i uwielbianą.
Naucz mnie tańczyć.
Niech się zatracę w głosie klarnetu, saksofonu i waltorni. Niechaj moje serce zagra razem z duszą w
takt i akord niosących lekkość. Niechże oczy rozbłysną blaskiem migotania gwiazd na
nieboskłonie.
Zabierz mnie na bal. Nie zgubię pantofelka. Będę tam z TOBĄ....
autor: Marzenna Lewandowska
tytuł: "Cisza na widowni"
CISZA NA WIDOWNI
Tańczę mamo. Znowu tańczę. Płynę nad sceną w skrzydlatym pas de bourrée suivi.
Patrz, jestem Odettą. Łopatki w dół, ręce – lżejsze od piór łabędzia – nienagannie w pozycji
III. Nie płacz, mamo. Pamiętasz? Jak tylko nauczyłam się chodzić, pokazałaś mi pas marché i
pilnowałaś, bym nie zaniedbywała flic-flaców. Byłaś ze mnie taka dumna. Kupiłaś mi
pierwsze body i pierwsze różowe pointy z najpiękniejszymi na świecie wstążkami. Czułam
się w nich jak księżniczka, choć zanim zdążyły się wyrobić, musiałaś kupić mi większe. Do
dziś nacieram je kalafonią... to znaczy... nacierałam... Do tamtego dnia, mamo, w którym
los niczym zły Rotbart, przepędził z naszego życia całe dobro. Nie pamiętam twarzy tamtego
człowieka. Nie pamiętam marki, ani nawet koloru tamtego samochodu. Pamiętam tylko park
po drugiej stronie jezdni, cały w złotojesiennej urodzie, jaskrawą biel pasów i – ciemność. I
zaraz potem twój znękany głos:
– Nie odchodź. Nie odchodź, córeczko.
Boże. Ile w tobie błagania, mamo. Ile nieludzko cierpliwych rozmodleń. Ile bólu.
Ty im nie wierz, że mnie już nie ma. Jestem. Jestem, mamo. Czuję przecież dotyk
twoich dłoni, ciepło twojego oddechu. Smak strachu. Słyszę, jak bije ci serce. Jeszcze
będziesz się śmiała, mamo. Jeszcze będziesz.
A ja będę Kitri, wiesz? Będę Kitri! Zawsze podziwiałaś moje fouetté, pamiętasz? I
ciągle powtarzałaś, że najładniej mi w czerwonym. Nie zdążyłam ci powiedzieć o „Don
Kichocie”. Jerzy ma być Lorenzem, a Iga Juaną. Lubisz ich oboje, prawda? Tylko jeszcze
Basilio – Piotr albo Maciek, nie wiadomo. I próby...! Na pewno trwają już próby, a ja tutaj!
Co to będzie, mamo? Jak długo tu leżę? Za oknem tylko niebo, a ja ciągle pośród tych igieł,
rurek, monitorów. Na szczęście często ćwiczę, żeby nie zesztywnieć. Frappes, albo demi-plié
relevé. Pas de chat. Pokażę ci, chcesz? O – niczego nie zapomniałam. Obiecałam ci przecież,
pamiętasz? Że pokocham taniec, że przetańczę życie za ciebie i za siebie, że sama stanę się
tańcem. I jestem nim, mamo. Jestem. Zawsze będę. Od stóp do głów, bez reszty. Widzisz,
jaka jestem giętka? Wszyscy uwielbiają moje enchaînement i ecarté .
Nie płacz, mamo, proszę.
Wiem, czujesz się jak we wnętrzu „Oskara i pani Róży”. Albo jak w szpitalnym
pokoju Jennifer Barrett. Słyszę nawet bolesny skowyt nut Francisa Laia w twojej duszy.
Mamo. Ja nie mam białaczki. Będę żyła, to był tylko wypadek. I będę tańczyła. Już tańczę,
popatrz: pas de basque. A teraz – pas de ciseaux. I może pas de ruban? Proszę bardzo!
Ładnie mi z czerwoną wstążką, prawda?
O mój Boże, spójrz, widownia aż znieruchomiała z zachwytu!
A tobie? Tobie się podobało, mamo?
Mamo...?
Gdzie jesteś, mamo?
Dlaczego nie słyszę już Laia...?
Tylko to okno pełne nieba i absolutna cisza na widowni.
autor: Jan Wojciech Malik
tytuł: "Ogień i kwiat”
Ogień i kwiat
Taniec szamana
wokół ogniska
baletem dzisiaj.
Balet wyobrażeniem
uczucia do człowieka.
Miłości kobiety
do kobiety.
Tancerki do tancerza.
Koryfeja do baletmistrza.
Taniec to opowiedziana
inaczej historia.
Bez słów, mimiki.
Balet kwiatem
budzącym uczucia.
autor: Jan Wojciech Malik
tytuł: "Szaty”
Szaty
Szata zdobi tancerza.
Ale co to za cielisty
kostium, który zakrywa
nagość ciała?
Szata zdobi tancerza
w opowieści scenicznej
z czasów przebrzmiałych
walców, krakowiaków.
Szata elementem scenografii
romantycznej opery.
Ale co to za cieliste
kostiumy tancerzy
realizujących choreografię
bez scenografii na scenie pustej,
tylko tancerzom oddanej.
To pochwała skrywanej
ciał piękności nagiej.
Jan Wojciech Malik
autor: Jan Wojciech Malik
tytuł: "Świetlistość”
Świetlistość
Skończyć się miały
skoki, kroki, piruety.
Wszyscy mieli leżeć,
kulać się na scenie.
Choreograf zadecydował:
pełzać mają jak robale.
Ziemia ubrudziła kostiumy,
raczej ich brak na nagości,
jak w dniu narodzin.
Taniec sprowadzony do parteru
prowadził do katakumb.
Tam brak światła nie pozwolił
na ocenę scenicznego dzieła.
Świetlistość sceny
triumfem tancerzy.
Jan Wojciech Malik
autor: Jan Wojciech Malik
tytuł: "Tancerze”
Tancerze
Tancerze młodzi
oddają baletowi
ciała w ofierze
Tworzą wymyślne
figury na scenie
w muzyki rytmie
Nogi ręce
głowy korpusy
palce brzuchy
podporządkowują
choreografii
Braknie mimiki,
brakuje mowy,
to inna twórczość.
Jan Wojciech Malik
autor: Jan Wojciech Malik
tytuł: "Trud”
Trud
Dramatem historie
opowiedziane ruchem.
Historie miłości,
nienawiści, zazdrości.
Wesołość zadziwia.
Humor pokazany
ciałem tancerza.
Ile w tańcu energii!
Żyje dzieło
po nieskończoność.
Ile w tej opowieści
twórczości choreografa,
kompozycji muzyka!
Znasz ich trud?
Ty tańczysz ciałem.
Jan Wojciech Malik
autor: Jan Wojciech Malik
tytuł: "Zobaczyć”
Zobaczyć
Zdaje się że latają
w gęstej nocy sceny.
Zdaje się że fruwają
jak nietoperze bezszelestne.
Zdaje się że wlecą
w niepoliczoną widownię.
Nie, oni tańcząc tworzą
świat duchów scenicznych
z wyobraźni wziętych.
Tylko to trzeba umieć
zatańczyć.
Tylko to trzeba zechcieć
zobaczyć.
Jan Wojciech Malik
autor: Magdalena Małż
tytuł: "Chemia przeżywania"
Chemia przeżywania
Ciemność w ciszy i cisza w ciemności,
Dopóki nie przerwie jej serca kołatanie,
Gdy w garść da się swojej publiczności
Jak kupon na loterię czekanie.
Pierwszy błysk pochwyca w gonitwę
I akcja na zabój wypełnia się pędem
Lub wolnym obrotem zamienia w modlitwę,
Pulsując spokojnie szeptanym obrzędem.
Skrypt się wypełnia - wraz z nim pamięć kończyn,
A nie ostatnie to wyliczania,
Bo chwila zagrania rodzi nowy odczyn
I kipi z wnętrzności chemia przeżywania.
Wiatr na policzkach, włosy falujące
I wzrok podąża za każdym palcem.
Dotyk skóry wybucha w hipnozę
Wzruszony wewnątrz dotkniętym tańcem.
Nie skrzeczą starością drewniane deski,
Choć nigdy wcześniej tak się nie działo,
A wyraźny trzepot skrzydeł anielskich,
Jakoby na scenę się boskość rozlało.
Znów szybkość i szelest i szum prosto w górę
Spada dynamicznie tworząc woń zwinną,
Rozpływa w powietrzu ruch i perfumę,
Z publiki mieszankę - za każdym razem inną.
Na koniec ból przeszywa po cichu,
Bo adrenalina zakrywa mu usta.
Głowa co rusz bliska jest parkietu,
Klaskanie dokoła, a źródło jak lustra.
Ciemność w ciszy i cisza w ciemności,
Każdą emocję przeżywam od nowa.
Schodzę ze sceny krokiem wnikliwości,
Bo większą jest robotą aniżeli mowa.
autor: Marcin Miętus
tytuł: "Troffea”
I.
przyjmuje stabilną pozycję. koniuszki jej palców zaczynają drżeć. delikatnie unosi głowę. całe
ciało przenika dreszcz. napięta skóra. jej stopy zaczynają zatapiać się w podłodze. ramiona
sztywnieją, plecy są wyprostowane. szyja wydłuża się. staje na palcach i wyciąga ręce ku górze.
powoli. dłonie pozostają otwarte, palce u rąk rozszerzają się. zastyga w bezruchu.
II.
jej ciało drży jakby miało rozpaść się na drobne kawałki. oczy zamknięte, sylwetka
wyprostowana, napięta niczym cięciwa. stopy napierają na ziemię całą mocą. ciężar rozłożony
jest równomiernie. pierwszy skurcz. drugi skurcz. trzeci skurcz. rozluźnienie. ręce opadają
i zawisają nad ziemią, sylwetka zgina się w pół, głowa wykonuje ruch w prawo i w lewo.
III.
rozciąga mięśnie, poszerza własne granice. bierze oddech. oddech rozlewa się po całym jej ciele,
rozpuszcza napięcie, powietrze rozpływa się na wszystkie strony. krew w żyłach płynie szybciej,
nie zwalnia dopóki oddech nie uspokoi szybkiego bicia serca. ciepłe i rozluźnione mięśnie wibrują.
płuca wzdymają się, jedna łopatka dotyka drugiej. miednica wypchnięta, pośladki skurczone. jej
nogi zaczynają pracować, w tył i przód. wciskają się w podłoże jakby szykowały się do skoku.
IV.
kieruje podbródek do klatki piersiowej, zaokrągla plecy. jej cała sylwetka zapada się, a nogi
uginają w kolanach. zastyga, rozluźnia całe ciało. wyskok. zawieszona w powietrzu wykonuje
ruch nogą. przy drugim skoku unosi drugą nogę. obie stopy, tuż przy sobie, zatrzymują się na
ziemi. kolejny wyskok. wybija się wyprostowana w powietrze, palce u stóp skierowane do dołu,
palce u rąk ku górze. napięty łuk wypuszcza strzałę.
V.
jej ruch się nie kończy, choć nie skacze dalej. trwa nieskończenie długo, choć stoi w miejscu.
VI.
po dłuższej chwili ponownie wykonuje zamach, jakby próbowała wyskoczyć, ale w ostatniej chwili
rezygnuje. mimo zmęczenia, jej ciało jest spokojne i opanowane. krew w żyłach krąży bardzo
szybko, skóra jest lekko zaróżowiona. odrzuca włosy z czoła, niektóre kosmyki przyklejają się do
mokrej twarzy. palce u rąk lekko drżą, kolana bardziej, wydając ledwo słyszalny dźwięk.
VII.
wygląda jakby zaraz miała unieść się w powietrzu, choć nic wykonuje już żadnych gwałtownych
ruchów. stoi na pewnych stopach. jej nogi są jak dwie kolumny podpierające entablaturę tułowia,
rąk i głowy. impulsy wychodzące z jej ciała, są ledwie widoczne. te mikroruchy wydają się
niespokojne. nieśmiałe i pewne jednocześnie.
VIII.
upada.
autor: Grażyna Grasa Nowacka
tytuł: "Fuga andamento"
FUGA ANDAMENTO
Ziemia jest okrągła. Niebo jest okrągłe. Okno jest okrągłe. Pokój jest okrągły. Półka jest
okrągła. Książka jest okrągła. Ma okrągły grzbiet. Zgięty jak mój. Miękko opieram się
plecami o coś obłego. Pochylam. A stopy czują opór i szklany chłód.
Moje wklęsło-wypukłe ciało szuka wyjścia.
Toczę się najpierw w jedną stronę napotykając na ścianę. Potem w drugą. Boli. Głowa wtula
się w ramiona. Stopy podkurczają zginając boleśnie palce.
Na zewnątrz jest to wszystko o czym opowiadają przewracane kartki. Las. Drzewa. Domy.
Piękni ludzie. Lśniące kamyki. I dalekie drogi.
Drogo przyjdź tu po mnie. Przyjdź po mnie.
Granica między dotykiem a dotykiem. Słyszę tylko zapach liści. Czuję tylko dźwięk deszczu.
Pali mnie odległe światło. Woda jest szklana i ogromna. Szklany i ogromny horyzont lekko
drży. Z wody na ląd wychodzą dzikie zwierzęta. Wszystkie moje. Wszystkie są mną.
Bojaźliwe i wściekłe.
Z trudem oddycham. Coraz mniej tlenu. Pomylone kończyny. Lepkie włosy. Zdradliwa
wilgoć wysiłku.
Przewrót. Szalone wyciągnięcie szyi. Broda dotyka kolan. Ramię wypełnia wnętrze dłoni.
Ostatnie szarpnięcie już blaknie. Zastygam cicho. Poddaję się.
Tylko sny przenikną przezroczystość. Spotkają się ze światem. Dotkną szczytu drogi chłonąc
z niej blady pył.
autor: Agnieszka Oknińska
tytuł: "Liście”
Agnieszka Oknińska
Liście
Otworzył szeroko drzwi, wyniósł walizki i postawił przed drzwiami windy.
Przeciąg szarpnął oknem w dużym pokoju. Wiatr wrzucił do środka garść ciężkich, zimnych kropel
deszczu. Położył na dywanie liść, którego winna czerwień powoli przeobrażała się w ponury brąz.
Potem z impetem zatrzasnął okno, zabierając ze sobą resztki jego zapachu.
Stałam czując ucisk w piersiach. Rozejrzałam się wokół, chcąc znależć coś, co pomoże oddychać.
Ale zewsząd otaczała mnie cicha pustka. Włączyłam radio. Saksofon altowy wypełniał wnętrze
pokoju. Drażnił tęsknotą za chwilami, kiedy było dobrze. Zawieruszyliśmy się po drodze.
Dostrzegliśmy to za późno, żeby się odnaleźć. Ruszyłam w stronę łazienki. Chciałam zmyć
zmęczenie, położyć się i zasypiając zapomnieć o dniu, będącym końcem etapu w moim życiu.
Spod zamkniętych drzwi dziecięcego pokoju wypływała smużka światła. Jadwisia nie spała.
Dzielnie dawała ze wszystkim radę. Staraliśmy się przy niej nie kłócić. Rozliczenia wspólnych lat
robić poza domem. Jedyna rzecz w której byliśmy zgodni – dziecko nie powinno czuć się winne.
Dla niej nie miało zmienić się nic poza tym, że mamusia i tatuś mieszkają oddzielnie. W każdym z
mieszkań ma swój pokój i każde z rodziców kocha ją tak jak przedtem. Otworzyłam cichutko
drzwi. Jadwisia siedziała na łóżku trzymając w ręku długą gałąź, którą dziś przyniosła ze spaceru.
Niewielka lampka nocna stojąca w kącie kładła się ciepłym światłem na gałęzi. Potrząsała nią ze
zniecierpliwieniem. Na policzkach widziałam wysychające łzy. Siadłam koło niej, czekając, aż się
odezwie. Przez chwilę potrząsała gałązką po czym odłożyła ją na bok i patrząc mi smutno w oczy
powiedziała, że nie chcą tańczyć. Zanim zdążyłam odpowiedzieć zadała pytanie, które jeszcze
większym ciężarem siadło mi na piersiach – Czy tatuś już mnie nie kocha. Spytała czy będzie na jej
występie, a on nie odpowiedział. Nawet nie spojrzał na nią tylko trzasnął drzwiami.
Łezki znów zaczęły płynąć po zaróżowionych policzkach. Jadwisia od niedawna brała udział w
zajęciach baletowych. Następnego dnia miał być jej pierwszy występ. Odparłam, że kocha, tylko
był smutny i nie chciał jej martwić. I, że to wiatr trzasnął drzwiami. Możemy zadzwonić do taty i
spytać, ale najpierw roztańczymy listki - zaproponowałam. Chwyciła gałąź i zaczęła nią mocno
potrząsać. Zaciskała paluszki, aż było widać bielejące kostki. Odbijające się cieniem na ścianie
listki wydawały się wystraszone, nerwowo kręciły się w miejscu. Otuliłam jej rączkę ciepłem
własnej dłoni. Zbliżyłam usta do gałązki i zaczęłam delikatnie dmuchać w listki.
Zaczeły się poruszać. Najpierw powoli, potem coraz szybciej i odważniej. Wydawało się, że
wysuwają stopy i kręcą piruety. Twarz Jadwisi się rozluźniała. Puściła moją dłoń, stanęła przed
gałązką i patrząc na liście zaczęła naśladować ich ruchy. Dmuchnęłam, a liść wyrzucił ogonek
wysoko w górę. Ona zrobiła to samo. Wysuwając do przodu palce stóp, wyrzuciła nogę mocno do
przodu. Po chwili zrobiła to samo z drugą. Dmuchałam, a liście cieniem tańczyły na ścianie.
Jadwisia każdym powtarzanym ruchem wydawała się zrzucać płaszcz smutku. Jej ruchy były coraz
lżejsze, coraz bardziej sprężyste. Długie nóżki gładką linią zataczały w powietrzu kólka. Ramiona
miękkim półkolem zamkniętym złożonymi dłońmi kręciły w powietrzu ósemki. Buzię coraz
bardziej rozszerzał uśmiech. Wybiegła do pzedpokoju wołając -mamo jszcze ten- i wróciła z
wyjętym z kieszonki kurtki klonowym spadochronkiem. Wręczyła mi go śmiejąc się, a ja
podniosłam wysoko i spuściłam, widząc jak kręcąc piruety łagodnie opada. Jadwisia też zaczęła się
obracać, coraz szybciej. Gumka do włosów spadła z rozlużnionego kucyka. Rozpuszczone włosy
wydawały się tańczyć, smagając co chwilę spoconą twarz.
Cichą pustkę mieszkania wypełnił jej śmiech. Tańczyła, coraz szybciej. Z coraz większą odwagą
przymując nowe pozycje. Jej drobne stopy prawie nie dotykały ziemi. Nagle zadzwonił telefon.
Jadwisia odebrała. Zastygła na moment, a później wykonując w przedpokoju salto, zrzucając przy
okazji ubrania z wieszaka krzyknęła, że tato dzwonił pytając o której jutro zaczyna się występ.
Ucisk na piersiach zelżał.
autor: Joanna Ostańska-Zamojska
tytuł: "Sparaliżowana”
„SPARALIŻOWANA”
Joanna Ostańska-Zamojska
TANIEC JUŻ TYLKO W MOJEJ GŁOWIE
BUSZUJE, SZALEJE, PRZEKSZTAŁCA I UZDRAWIA -
ME MYŚLI
ZAMYKAM OCZY
ODPŁYWAM
ŚNIĘ
WIDZĘ TO, CO DZIEJE SIĘ W MOIM CIELE -
ZE MNĄ
CZUJĘ LEKKOŚĆ, NAMIĘTNOŚĆ, ZMYSŁOWOŚĆ
RUCHÓW
WIRUJĘ
PRAGNĘ NARODZIĆ SIĘ
JESZCZE RAZ,
JESZCZE RAZ
POCZUĆ NIEOKIEŁZNANĄ
SIŁE,
SIŁE
NATURY, UMYSŁU I CIAŁA
MOJE DŁONIE, STOPY
SPARALIŻOWANE
PRZEMAWIAJĄ
BUDZĄ MNIE I PORYWAJĄ
Z
OTCHŁANI RZECZYWISTOŚCI
UNOSZĘ SIĘ...
TAŃCZĘ...
RYTMICZNE BICIE SERCA
SPOKÓJ...
WOLNOŚĆ...
RADOŚĆ...
ODDYCHAM...
PODKNIĘCIE!
SPADAM... POWOLI...
CORAZ SZYBCIEJ
CIEMNOŚĆ...
WRACAM...
UDERZENIE!
BUDZĘ SIĘ
OTWIERAM OCZY
RZECZYWISTOŚĆ, KTÓRA PRZYKUŁA MNIE DO ŁÓŻKA
JUŻ NA ZAWSZE
PRZERAŻENIE...
NIE MOGĘ SIĘ PORUSZYĆ...
ZASTYGAM...
ROZPACZ...
STRACH...
ŁZY...
autor: Natalia Pastewska-Sorokowska
tytuł: "Bielska Jesień 2019 - olej na aluminium”
Natalia Pastewska-Sorokowska
18-19 września 2021 r.
Bielska Jesień 2019
- olej na aluminium
Wśród na pozór spokojnych
sielskich pól
w całkowitej
przejmującej ciszy
tańczy
smuga dymu
unoszona powiewem krzywczańskiego wiatru
Szarobrunatne kłęby
nieśpiesznie wirują
wprawiane w ruch
pędzlem Artysty
w powolnym tańcu
obejmują
łąki, pola
aż po zamglony
stalowoszary horyzont
Kto i dlaczego rozniecił ogień?
Czy to jeszcze niewinne wypalanie traw
czy może tajemniczy rytuał?
Malarz nanosi kolejną warstwę olejnej farby
na pokrytą sokiem z czosnku
blachę
Ogień trawi już
niemal całą powierzchnię aluminium
wdziera się do płuc
gryzie, kąsa
tamuje oddech
Chłodno żarzy się
polano
jedyny ślad życia
Życie zamarło
tętno ustało
autor: Iga Skolimowska
tytuł: "O tańcu”
O tańcu nie wiem nic.
Choć wstaję i poruszam ciałem za każdym razem, gdy zostaję sama
gdy wracam do domu rodzinnego i badam znajomą, zapomnianą przestrzeń,
palcami wyszukuję szpary w parkiecie
O tańcu nie wiem nic
choć sześć lat naprężałam każde włókno każdego samotnego mięśnia,
by samotnie przeciąć powietrze jeté
O tańcu nic
choć kręciło mi się w głowie od milong
choć poraniłam stopy do krwi
w nowych, nieprzyzwoicie wysokich obcasach, prószących brokatem męskie nogawki
choć zjadłam zęby na na szukaniu osi i ochos
choć rzygałam swoim widokiem wirującym w lustrze
raz dwa trzy cztery
Co wie o tańcu ciało po diagnozie
ciało, co się boi swojej niezdarności
po diagnozie
która przecież nie ujebała nóg
co wiem o tańcu po czterech miesiącach nie wkładania butów,
po raz dwa trzy czterech miesiącach, które miały być dwunastoma dniami
co wiem o sobie
po tygodniach uciekania od tang,
ze strachem przed kostkami samymi kreślącymi linie na parkiecie
przy pierwszym lepszym pociągnięciu skrzypiec
co wiem o sobie
że się boję miłości
że taniec wie o mnie więcej.
autor: Arkadiusz Stosur
tytuł: "jeśli nie taniec..."
jeśli nie taniec*
u kołyski teatru stał taniec i pierwszym aktorem był tancerz (I. Duncan)
jeśli nie taniec nas uzdrawia/ jeśli to taniec sprawia że ulatujemy/ jak ptaki
w przestworza/jeśli nie taniec pcha nasze ciała/ w figury napowietrzne/ w góry
i nad morza bezkresne/ sargassowe ciemne czerwone i słone/ i jeszcze
doczepione do mundurów ciał/ jak promień gasnącego słońca (albo ich
wielokrotności)/
w szmer muzyki sfer/ gdzie od czasu do czasu uwikłane/ w algebrę słów
i geometrie powtórzeń/ zręcznych obrotów ziemskich ciał/ które dryfują niby
rzucone w przestrzeń kamienie/ obrastające w dusze/ wykrzesane z czterech
żywiołów/ głoszące pochwałę tego i następnych światów/ w dowolnej
kolejności/ tańcz tańcz tańcz bo przecież już/ gaśnie noc a gwiazdy/ nad
srebrnymi jeziorami toną/ odchodzą w niepamięć/ i rodzą się nowe planety/
łodzie płyną
w spokojnej toni/ mowa staje się niepojętą/ rzeczy niepotrzebnymi/ i tylko
szybki ruch rąk, wierzganie stóp/ czarownych ruch/zaledwie/ wirowanie palców/
pozwoli od czasu/ do czasu dotknąć/drapieżnych chmur/ tak nieprzychylnych
ludziom/ lecz szczodrze obdarzających artystów/ złotym deszczem/ kiedy
samotni wracają do domów z zapałem i papieru/ krztusząc się od nadmiaru
spojrzeń westchnień zauroczeń wspomnień doznań emocji/ sentymentów
ekscytacji poruszeń/ wzruszeń sentymentów wrażeń/ namiętności czułości
egzaltacji uczuć i afektów/ i tylko nieustanna rytmika/ ruchów dynamika/
woltyżerka podobłoczna/ i gorączka neurologiczna i krwotoczna/ pcha ciało
w pulsie/ najwyższym ku sferom nieobjętych grawitacją potoczną/
a to w chodzony goniony krzesany krakowiak kujawiak/ i tylko mamy wiarę
niepełną nieudaną/ i niesprawdzoną że już powoli dorastamy do niuansów
powietrza/ jego odsłon/ dyskretności i wieloznaczności/ i wtedy już tylko/
medytujemy o podniebności/ o swobodzie ramion uniesionych ku planetarnym
szlakom/ w obrazach głuchej pantomimy rozkoszy która wiedzie
nas na pokuszenie/ a to w mazur oberek olender/ polonez trojak zbójnicki/
korowodami spektakli piękna/ co trwa tylko przez chwilę/ potem znika
w zmęczeniu i zapomnieniu/ jak czułe pożądanie/ ciemniejący wiatr co wieje
z okolic piekła/przez czyścowe góry/ aż po najczulsze miejsca rajskiego ogrodu
rozkoszy/ aż wyczerpane wyzwolone cielesne tworzywo/ rozpuści się
w eterycznych powłokach powietrza/ uwolnione od fabuł i scenariuszy/
władających wyobraźnia i umysłem/ aż w odnajdzie się w labiryncie
niejednoznaczności/ które w każdej chwili mogą nastać jak rządy obcych
królów/ i odebrać niepodległość planety tancerzy/ która dryfuje koncentrycznie
w pustce kosmosu/ bo jeśli taniec nas nie ocali to …
autor: Klara Szela
tytuł: "22 czerwca"
22 czerwca
chłód przeżywa moje ciało
może to jednak niepokój
zastanawialiście się kiedyś, dlaczego ludzie tańczą?
myślę o tym każdego dnia,
a może
to pytanie zostało jednak źle zadane,
a gdyby tak zmienić szyk
tak po staropolsku
a jakby zapytać tańca
Po co mu ludzie?
autor: Karol Żołowicz
tytuł: "Rycerz”
Na długim dębowym stole walały się wielkie góry jedzenia, od talerzy pełnych kartofli z
koperkiem, mis z sałatkami, przez wielkie cielska świń i jagniąt, upieczonych na ciemny brąz i
przyozdobionych owocami pływającymi w gęstym tłuszczu, po kopce najprzeróżniejszych
ciast, ugniecionych na za małych talerzach, obklejonych ciemną czekoladą, złocistym
karmelem, białymi wiórami kokosa lub orzechami. Wzdłuż stołu, nie szczędząc sobie jadła i nie
obchodząc przy tym jakichkolwiek manier, siedzieli lordowie i rycerze, wszyscy równie dumni
co głośni, uradowani obfitą wieczerzą popijali ciepłe wino w kolorze krwi i smaku zgoła
podobnym. Wielcy mężczyźni, o brzuchach bardziej przerośniętych od ich mięśni – choć nie
wszyscy podlegali tej zasadzie – gęstych brodach, często długich, sięgających do blatu stołu czy
jeszcze dalej, o łysych głowach lub niezadbanych, gęstych włosach, rosnących dziko niby
chwasty na polu przekrzykiwali się wzajemnie, prowadząc zażarte dyskusje. Siedzieli w
równym rzędzie, tylko z jednej strony stołu, przeto wyraźnie widzieli tylko sąsiadów, aby zaś
porozmawiać z kimś siedzącym kilka krzeseł dalej musieli się wychylać, maczając przy tym
swe brody w tłuszczu i winie, i przekrzykiwać rumor panujący przy stole.
W samym centrum zasiadał lord Renly - na którego przybycie urządzono ucztę – w
złocistej szacie byłby się wyróżniał z tłumu, w owym towarzystwie nikt jednak specjalnie nie
podziwiał wymuskanych strojów, nie spodobał im się też brak brody – coś rzadko spotykanego
w ich stolicy, gdzie broda była odznaką męskości – na twarzy młodzieńca, który regularnie golił
się, dbając przy tym o higienę, czego nie można było powiedzieć o żadnym z pozostałych
ucztujących. Z wyjątkiem może dziwnego człowieka siedzącego po prawicy lorda Renly’ego –
ten nazwał go swym przyjacielem, na imię mu było Walter, również nie posiadał brody,
wyróżniał się za to długimi, bujnymi włosami złocistej barwy. Od początku biesiady nie
powiedział ani słowa, nie podzielał też humoru pozostałych, siedząc wciąż z kamienną, nie
zmieniającą wyrazu twarzą. U pasa przyczepionych miał wiele sztyletów, małych siekierek,
shurikenów, dziwnych, półkolistych ostrzy i przedmiotów bitewnych, które ciężko było
zidentyfikować ludziom z północy. Chodź nikt inny przy stole nie miał przy sobie broni, to
Walter nie wyróżniał się swoim uzbrojeniem, gdyż zdawało się ono tak mocno współgrać ze
swoim właścicielem, jakby było częścią jego ciała.
- Jeden człowiek z północy wart jest dziesięciu ludzi z południa! - orzekł lord Renly, na co
wszyscy wokół zawtórowali mu głośnym krzykiem.
- Więcej jak dziesięciu ludzi – dopowiedział tęgi wielkolud o gęstej, rudej brodzie – każdy z nas
jest większy, silniejszy i szybszy od południowych pieszczoszków!
- Aaaj! - zakrzyknęli radośnie olbrzymi.
- Mój drogi – zaczął mówić lord Renly nieco ślamazarnym głosem, świadczącym o niezupełnie
trzeźwym rozumie – nie siła czy szybkość tworzą dobrego rycerza. Wiesz, czym cechuje się
prawdziwy rycerz? - spytał, rumor przy stole zaś nieco przycichł, gdy wszyscy wpatrywali się
w Renly’ego, czekając na odpowiedź.
- Refleks! – zakrzyknął młody lord – Refleks to cecha najlepszych rycerzy. I tylko ludzie z
północy ją mają! - po tych słowach wziął do ręki jabłko, z którego skapywał wciąż ciepły
tłuszcz i cisnął nim w przód sali – Walterze!
Jego przyjaciel, siedzący do tej pory w ciszy, w mgnieniu oka poderwał się z krzesła i nim
ktokolwiek zdążył spostrzec, co zamierza uczynić, z jego ręki wystrzeliło ostrze, które
zaświszczało w powietrzu, przebijając się przez wciąż lecące jabłko i wbijając się w dębowe
drzwi na końcu sali. Dwie szczątki owocu odleciały w różne strony, tryskając przy tym sokiem.
Cała sala zakrzyknęła z podziwu, unosząc kufle z winem i wiwatując długowłosemu, najbliżej
mu siedzący poklepywali go po plecach. On zaś usiadł, wpatrując się w jedzenie z tym samym,
kamiennym wyrazem twarzy.
W tej kategorii mieszczą się sekwencje fotograficzne o długości 1- 5 ujęć, czarno -białe i kolorowe oraz prace graficzne, rzeźbiarskie i malarskie, podejmujące temat ruchu.
Jest to kategoria, w której można było zgłaszać materiały filmowe o długości do 180 sekund, zrealizowane przy użyciu dowolnego urządzenia - kamery profesjonalnej, kamery amatorskiej, aparatu telefonu komórkowego, aparatu fotograficznego lub komputera.
autor: Grupa Animarum
tytuł: Władza
autor: Kama Giergoń
tytuł: Lost Momentum
autor: Ilona Gumowska
tytuł: Ruch dźwięku
autor: Maciej Jarczyński
tytuł: Balet lekkoatletyczny
autor: Magda Kałek, Damian Drozd
tytuł: Reverse departures
autor: Marta Kosieradzka
tytuł: Geranium room
autor: Maja Kubalanca
tytuł: Fantazja o życiu gumy do żucia
autor: Dariusz Mrowiec
tytuł: Idealizm różnic
autor: Hubert Olejniczak
tytuł: Powolność
autor: Joanna Ostańska - Zamojska
tytuł: "Wytańczyć równość"
autor: Bianka Strzebońska
tytuł: "in/out - dancer"
autor: Klara Szela
tytuł: Exil
autor: Jagoda Turlik
tytuł: Niebościan
autor: Kristina Wysocka
tytuł: Dancing contact
wystąpili i współtworzyli
artyści-tancerze Polskiego Teatru Tańca:
Evelyn Blue
Kacper Bożek
Julia Hałka
Paulina Jaksim
Patryk Jarczok
Jerzy Kaźmierczak
Zbigniew Kocięba
Katarzyna Kulmińska
Dominik Kupka
Daniel Michna
JinWoo Namkung
Pau Perez-Pique
Katarzyna Rzetelska
Sandra Szatan
Zofia Tomczyk
Emily Wong-Adryańczyk
scenariusz i reżyseria:
Iwona Pasińska
muzyka:
Edward Grieg
zdjęcia:
Marek Grabowski
montaż:
Edyta Pietrowska
korekcja barwna i postprodukcja:
Mirosław Feliks Mamczur
scenografia i kostiumy:
Andrzej Grabowski
asystent ds. kostiumów:
Adriana Cygankiewicz
kierownik planu:
Dariusz Szych
obsługa planu:
Bartłomiej Baran
Adriana Cygankiewicz
Michał Drozda
Przemysław Gapczyński
Zuzanna Majewska
Grzegorz Potocki
organizacja planu:
Robert Chodyła
koordynacja projektu:
Alicja Hafke
W filmie wykorzystano fragmenty suity Peer Gynt op. 1 autorstwa Edwarda Griega
w wykonaniu
Trondheim Symfoniorkester & Opera
pod batutą Han-Na Chang
Polski Teatr Tańca dziękuje Trondheim Symfoniorkester & Opera
za udostępnienie nagrania i zgodę na wykorzystanie utworu.
produkcja:
Polski Teatr Tańca
Instytucja Kultury Samorządu Województwa Wielkopolskiego
koprodukcja:
Instytut Adama Mickiewicza
©
Polski Teatr Tańca i Instytut Adama Mickiewicza
2021
****
HERBARIUMperformed and co-created by
the artists-dancers of the Polish Dance Theatre
Evelyn Blue
Kacper Bożek
Julia Hałka
Paulina Jaksim
Patryk Jarczok
Jerzy Kaźmierczak
Zbigniew Kocięba
Katarzyna Kulmińska
Dominik Kupka
Daniel Michna
JinWoo Namkung
Pau Perez-Pique
Katarzyna Rzetelska
Sandra Szatan
Zofia Tomczyk
Emily Wong-Adryańczyk
written and directed by:
Iwona Pasińska
score:
Edward Grieg
camerawork:
Marek Grabowski
editing:
Edyta Pietrowska
colour correction and post-production:
Mirosław Feliks Mamczur
scenic design and costumes:
Andrzej Grabowski
costume assistant:
Adriana Cygankiewicz
set manager:
Dariusz Szych
set maintenance:
Bartłomiej Baran
Adriana Cygankiewicz
Michał Drozda
Przemysław Gapczyński
Zuzanna Majewska
Grzegorz Potocki
set organization:
Robert Chodyła
project coordination:
Alicja Hafke
The film uses excerpts from the suite Peer Gynt op. 1 by Edward Grieg performed by
Trondheim Symfoniorkester & Opera
conducted by Han-Na Chang
The Polish Dance Theatre would like to thank Trondheim Symfoniorkester & Opera
for providing the recording and the permission to use the piece.
produced by:
Polish Dance Theatre
Institution of Culture of the Self-Government of the Wielkopolska Region
co-produced by:
Adam Mickiewicz Institute
Polish Dance Theatre and Adam Mickiewicz Institute
2021